Meble z Cieszyna

Dlaczego zakład Skřivánków zrobił nam meble do kościoła? Czy w sprawę był zamieszany ks. Pogłódek?

W połowie XIX wieku na Wystawie Światowej w Londynie świat zachwycił się meblami z giętego nad parą drewna bukowego. Meble wycinał i wyginał w wiedeńskiej fabryczce niejaki Michał Thonet. Sukces wystawowy pan Michał przekuł na fart ekonomiczny zakładając w całej Europie tartaki i fabryki meblarskie. Jednak licho nie śpi. Konkurencja też. Nie trzeba było długo czekać, a oto panowie Jakub i Józef Kohnowie zbudowali całą sieć zakładów gnących bukowinę na meble, w tym w Cieszynie, Jasienicy, Jaworzu, Buczkowicach a nawet Radomsku. Opuszczające je stoły i stołki nazywano meblami wiedeńskimi.

Szafa na ornaty i kapy.

W cieszyńskim zakładzie Kohnów pracował na etacie mistrza tokarskiego niejaki Jan Skřivánka. Pan Jan niebawem doszedł do przekonania, że taką wiedzę i wprawę w obróbce drewna już posiadł, iż sam zdolny jest własną fabrykę zbudować i poprowadzić. I nie mylił się. W roku 1880 ruszyła niewielka fabryczka. Ale bardzo dynamicznie rozwojowa. Po szesnastu latach udało się powiększyć jej infrastrukturę, a jej poświęcenia dokonał sam ks. Józef Londzin – legendarny działacz religijny i społeczny, obrońca polskości Cieszyna i przyległości.

Detal z balustrady schodów prowadzących na ambonę.

Niestety Skřivánkowie okazali się być „niewdzięcznikami”. Gdy cichły echa armatnich wystrzałów I wojny światowej i zaczęły się spory o granice w nowej Europie, po Cieszynie zaczęła się uganiać żona kolejnego właściciela fabryki Emila Skřivánka, namawiając do głosowania w plebiscycie za wcieleniem Cieszyna w całości do Czechosłowacji (w praktyce oznaczało to zapewne ustanowienie granicy na rzece Białej – tej, która dziś przepływa przez Bielsko-Białą). Nawet mistrzów meblarskich w fabryce męża gorąco do tego namawiała, a ci ją bezczelnie wyśmiali.

Po prawej pojedyncza szafa magazynowa, w głębi – kredens.

Skřivánkowie chyba jednak dość szybko pogodzili się z porządkiem granicznym, jaki objął a właściwie podzielił Cieszyn. W każdym razie w 1930 roku na złoty jubileusz firmy zamówili sobie mszę, na którą przyszła w uroczystym pochodzie z orkiestrą cała społeczność fabryczna. Podczas uroczystości okolicznościowe kazanie wygłosił ks. Konstanty Pogłódek – skądinąd kapelan wojsk stacjonujących w Cieszynie.

Z prawej – szafa alb i stół, z lewej – szafa ornatowa, w głębi – wyjście na ambonę.

Tak się składa, że ks. Pogłódek kilkanaście lat wcześniej przez jakiś czas przebywał w Komorowicach, gdzie zainicjował dzieło budowy domu Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży – po II wojnie światowej zarekwirowanego przez władze na potrzeby domu ludowego. Nie ma dowodów, pozostają domysły: ale być może to właśnie ks. Pogłódek miło wspominany i wielce szanowany w Komorowicach skojarzył miejscowych parafian w firmą Skřivánka w sprawie wyposażenia meblowego nowo budowanego kościoła. Stolarnia Skřivánka nawet w anonsach prasowych nie omieszkała się pochwalić, iż jej wyroby służą wyposażeniu także obiektów kościelnych z pomieszczeniami kurii dopiero co powołanej do życia diecezji katowickiej. Tak więc w połowie lat 30. komorowianie zamówili u Skřivánka wyposażenie zakrystii (trzy szafy i kredens) oraz sedilia (fotel i dwie pufy).

Detale kredensu w zakrystii.

Gdy wybuchła II wojna światowa Skřivánek podpisał volkslistę. Dzięki temu firma funkcjonowała na przekór wojennej zawierusze. Ledwie jednak ucichły echa wystrzałów stolarnię upaństwowiono. Niedługo potem wybuchł pożar, który strawił cieszyńską stolarnię, co gięła meble. Pozostały po niej jedynie wyroby, którym – jak w przypadku kościoła w Komorowicach – jakość pozwala na długie lata spokojnego życia.

Tabliczka fabryczna na oparciu fotela.

Dołącz do wspólnoty